Trucker hiob Trucker hiob
1974
BLOG

Adam Michnik. Patriota, czy zdrajca?

Trucker hiob Trucker hiob Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 32

Komentując wypowiedź Adama Michnika, jaką zamieściła Fronda, a raczej komentarze internautów, jakie pod nią się znalazły, napisałem między innymi takie słowa:

Michnik nie jest naszym wrogiem. Kudłaty jest. Michnik zrobił wiele dobrego dla Polski, znacznie więcej, niż każdy z nas. Zrobił także wiele złego dla Polski, także znacznie więcej, niż każdy z nas. On nie potrzebuje obrzucania błotem i wysyłania do diabła, ale naszych modlitw.

Jeden z internautów, podpisujący się nickiem AWK, cytując  te słowa:  "Michnik zrobił wiele dobrego dla Polski, znacznie więcej, niż każdy z  nas", tak to skomentował:

A tak poza tym, panie hiob, z główką w porządku?

Inny, Kornblumenblau, pyta:

a co takiego dobrego zrobił dla Polski? konkretnie?

Nie wiem czemu obaj pominęli to, że napisałem także, że "Michnik zrobił także wiele złego dla Polski, także znacznie więcej, niż każdy z  nas". Może dlatego, że tu akurat się zgadzamy, więc i nie ma o czym dyskutować. Ale co z tym dobrem? Czy Michnik jest zdrajcą, czy patriotą? Czy zrobił więcej dobrego od wielu z nas, czy też nie zrobił nic? Obiecałem Kornblumenblau, że mu odpowiem, zatem oto ta odpowiedź:

 

Ja mam 52 lata. W czasach "Solidarności" byłem młodym człowiekiem. Studiowałem i pracowałem jako robotnik fizyczny. Znam więc z autopsji zarówno środowiska robotnicze, jak i studenckie. A ponieważ wyjechałem z Polski niecałe dwa miesiące przed stanem wojennym, to atmosfera tamtych dni wypaliła się w mojej pamięci jak fotografia. I choć z pewnością pamięć nie jest moją mocną stroną, to jednak pewne rzeczy w niej pozostają wyraźne i pozostaną takie do końca życia.

 

Ja pamiętam jak wtedy wszystko odczuwaliśmy. Dziś wielu "mędroli", często urodzonych już po tamtych wydarzeniach, opowiada brednie o tym, jak kilka osób spotkało się po cichu, w ciemnej uliczce, czy jakimś tajnym pokoiku i wszystko ładnie sobie zaplanowali, podzielili, ustalili, a potem reszta to już była tylko mydleniem oczu naiwniakom. Kompletny nonsens.

 

Nikt wtedy nie był w stanie przewidzieć tego, co się wydarzyło w 1989 roku. Ani CIA, ani KGB, ani Kiszczak, ani Jaruzelski, ani Michnik, ani Watykan, ani Wałęsa. I nie wiem kto z kim, jak i co ustalał. Nie wiem, czy okrągły stół ma kanty, czy  Kukliński jest większym patriotą, niż jest zdrajcą Jaruzelski, czy też jest odwrotnie, nie wiem, czy sprawę załatwił Bolek, czy Lolek, czy "Dwóch takich, co ukradli Księżyc". Albo raczej powinienem napisać, że mam swoje zdanie na ten temat, ale  pozostanie ono teraz moją tajemnicą. Wiem natomiast jedno: W 1981 roku nikt nawet nie wierzył w to, że Solidarność osiągnie przynajmniej tyle, na ile władza się już zgodziła pod naciskiem strajków. Każdy z tych, podpisanych już punktów porozumienia sierpniowego był wydzierany władzy, jak kość z pyska Rottweilera.

 

Jacek Fedorowicz, który, nawiasem mówiąc, często podkreślał, jaki jest dumny z tego faktu, że może "Adasia Michnika nazywać swoim przyjacielem", w czasie, gdy przestał opowiadać zabawne historyki, a zaczął po parafiach i salkach katechetycznych prowadzić poważną działalność informacyjną w drugim obiegu, zwykł mawiać, że on głęboko wierzy, że doczeka jeszcze takiego dnia, że socjalizm padnie. Że doczeka się kapitalizmu.  Nie wiem na ile on sam w to wierzył, te słowa zawsze wywoływały entuzjazm słuchaczy, ale każdy uważał je za literacką hiperbolę. No chyba, że… Chyba, że za pięćdziesiąt lat… Kro wie. Za pięćdziesiąt lat wszystko może się wydarzyć. Tymczasem nie minęła dekada, i się stało.

 

Ale to się nie stało samo. I nie stało się małym kosztem. Ktoś nam tę wolną Polskę wywalczył. To byli robotnicy 56, studenci w 68, i stoczniowcy w 70. A potem był rok 76 i Ursus. I przy robotnikach stanęli pierwszy raz inteligenci. Pierwszy raz nie udało się władzy przeciwstawiać jednych drugim. Nagle zrodziła się solidarność.

 

Powstanie KOR-u to był początek końca. Nikt wtedy jeszcze tego nie wiedział, ale dziś to widać wyraźnie. I choć KOR nie miał ambicji obalania ustroju, nie planował rewolucji, ale po prostu pomagał rodzinom robotników, którzy w państwie mającym monopol na wszystko zabierali nieposłusznym chleb, pozbawiając ich pracy, to jednak jest oczywistym faktem, że właśnie z tego środowiska wyszli ci, dzięki którym dziś mamy wolną, demokratyczną Polskę.

 

Nie czas i miejsce tutaj na szczegóły najnowszej historii Polski. Zresztą nie mam ani takiej wiedzy, ani nie jest to odpowiednia forma, by na blogu pisać o tym wszystkim. Pozwolę sobie zatem tylko zacytować fragment notki biograficznej Adama Michnika za Wikipedią:

W 1964 rozpoczął studia na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Już rok później został zawieszony w prawach studenta za rozpowszechnianie wśród kolegów listu otwartego do członków PZPR autorstwa Jacka KuroniaKarola Modzelewskiego, w którym autorzy wzywali do rozpoczęcia naprawy systemu politycznego w Polsce. Drugi raz został zawieszony w 1966 za zorganizowanie spotkania dyskusyjnego z Leszkiem Kołakowskim, który został kilka tygodni wcześniej wyrzucony z PZPR za krytykę jej władz.

W 1965 organy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej zakazały druku jego tekstów. Od tego czasu pisywał teksty pod pseudonimami do "Życia Gospodarczego", "Więzi", "Literatury".

W marcu 1968 został ostatecznie relegowany z uczelni za aktywny udział w tzw. wydarzeniach marcowych, tj. protestach studentów i środowiska akademickiego, zapoczątkowanego zdjęciem przez cenzurę inscenizacji Dziadów Adama Mickiewicza w reżyserii Kazimierza Dejmka ze sceny Teatru Narodowego. Wkrótce po usunięciu z uniwersytetu został aresztowany i skazany na karę 3 lat pozbawienia wolności za "wybryki chuligańskie", polegające w istocie na uczestniczeniu w  wydarzeniach marcowych.

Po zwolnieniu z więzienia na mocy amnestii z 1969 otrzymał zakaz kontynuowania jakichkolwiek studiów wyższych ("wilczy bilet"). W połowie lat 70. pozwolono mu kontynuować studia, które ukończył eksternistycznie na Wydziale Historycznym Uniwersytetu im. Adama MickiewiczaPoznaniu; promotorem magisterium był profesor Lech Trzeciakowski, a recenzentem – profesor Jerzy Topolski.

Po zwolnieniu, najpierw pracował przez dwa lata na stanowisku spawacza w Zakładach Wytwórczych Lamp Elektrycznych i Rtęciowych im. Róży Luksemburg a następnie, z rekomendacji Jacka Kuronia, został osobistym sekretarzem Antoniego Słonimskiego.

W latach 1976–1977 przebywał w Paryżu, po powrocie do Polski włączył się w działalność istniejącego już od kilku miesięcy Komitetu Obrony Robotników, jednej z najbardziej znanych organizacji opozycyjnych lat 70., stając się jednym z najbardziej aktywnych działaczy opozycji[4]. Był też jednym z pomysłodawców i założycieli Towarzystwa Kursów Naukowych.

W latach 1977–1989 był redaktorem lub współpracownikiem niezależnych pism wychodzących w tzw. drugim obiegu, tj. "Biuletyn Informacyjny", "Zapis", "Krytyka" oraz członkiem kierownictwa największej podziemnej oficyny wydawniczej: NOWa. W okresie 1980–1981 był doradcą struktur Regionu Mazowsze NSZZ "Solidarność" i Komisji Hutników "Solidarności"[5].

W stanie wojennym, w grudniu 1981 został najpierw internowany, a następnie po odmowie podpisania tzw. lojalki i zgody na dobrowolne opuszczenie kraju, postawiony w stan oskarżenia i osadzony w areszcie pod zarzutem "próby obalenia ustroju socjalistycznego". W areszcie przebywał bez wyroku do 1984 na skutek celowo przedłużanego przez prokuraturę procesu. W izolacji podjął wielotygodniową głodówką protestacyjną, domagając się zakończenia lub umorzenia jego sprawy i  uznania go za więźnia politycznego. Ostatecznie na mocy amnestii jego sprawa została umorzona, co spowodowało jego zwolnienie.

W 1985 został ponownie aresztowany i tym razem skazany na karę 3 lat pozbawienia wolności za udział w próbie zorganizowania strajku w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, zwolniono go ponownie na mocy amnestii w następnym roku.

Nie wiem, czy to wystarczy jako dowód na to, że "Michnik zrobił wiele dobrego dla Polski, znacznie więcej, niż każdy z  nas."  Może za mocnego użyłem sformułowania. Może nie każdy z nas. Nie wiem, kto mnie czytuje. Ale będę się upierał, że zrobił on więcej  dobrego dla Polski, niż zdecydowana większość z nas. Z pewnością więcej, niż zrobiłem ja.

 

Ludzie mają różne poglądy polityczne. Mają do tego prawo. Sam ten fakt nie jest jeszcze naganny, Co więcej – ocena tego, czy czyjeś poglądy i wynikające z nich działania są pozytywne, czy nie – także nie często bywa jednoznaczna. Albo raczej: Niemal nigdy tjednoznaczna nie jest. Wystarczy wspomnieć dyskusje na Frondzie na temat takich osób, takich cudownych, wspaniałych osób, jak Jan Paweł II. A przecież nawet dla ludzi, którzy uważają się za katolików, bywa on postacią kontrowersyjną, a jego pontyfikat i całe życie bywa oceniane negatywnie.

 

Wspominałem wcześniej pułkownika Kuklińskiego. Dla wielu Jaruzelski jest największym bohaterem najnowszej historii. Wałęsa jest odsądzany od czci i wiary, bo miał być tajnym współpracownikiem reżimu, a jawny współpracownik reżimu – Kwaśniewski, albo raczej "sam reżim" -  jest najpopularniejszym politykiem Trzeciej Rzeczpospolitej. Go figure.

 

Albo Napoleon. Nasz wielki bohater, przyjaciel Polski. Nawet się załapał do słów naszego Hymnu Narodowego. Jak Piłat do Credo. Człowiek pokroju Hitlera, a w walce z Kościołem nawet od Hitlera gorszy. Ale dla nas bohater, bo lał ruskich. Taki bohater dla nas, jak Hitler dla Ukraińców. Bo co? Bo wrogowie naszych wrogów są naszymi przyjaciółmi?

 

Skróty myślowe, uproszczenia. Wiem. Ale wiem także, że w życiu nic nie jest proste. Nic nie jest czarne, albo białe. Tylko raz przeżyłem taki okres, gdy tak było. Tylko raz. Okres stanu wojennego. I to przeżyłem wirtualnie, komfortowo, na zgniłym zachodzie. Pracując ciężko, ale bezpiecznie. Mnie gaz łzawiący nie szczypał w oczy i nie polewały mnie armatki wodne. Ale śledziłem każdą wiadomość, jaka do nas docierała. Myśmy tylko tym wtedy żyli.

 

W stanie wojennym porządni ludzie siedzieli. Byli internowani. Ludzie znani, publiczni, którzy uniknęli internowania, a nie współpracowali z reżimem, jak wspomniany wcześniej Fedorowicz, wręcz się wstydzili pokazać na ulicach. Aktorzy, piosenkarze, nie wyrażali zgody na puszczanie filmów, czy piosenek w ich wykonaniu w TV i głośno o tym mówili. Inni, jak Wajda, z PRL-owskim paszportem, na salonach Paryża płakali za państwowe pieniądze nad tragedią Ojczyzny.

 

A co robił Michnik? Internowany, nie podpisał lojalki, nie zgodził się na paszport w jedną stronę, więc siedział w pierdlu. Bez wyroku, bez oskarżenia, zamknięty jak pies. Bez żadnych praw. Przesiedział wiele długich lat. Za to, byśmy my dziś mogli wybierać tych, którzy mają poglądy inne niż Jaruzelski, inne niż on i inne niż ktokolwiek inny, niż ja.

 

Demokracja jest wielką zdobyczą. My wszyscy co prawda tak w głębi serca wolelibyśmy dyktaturę, ale pod jednym warunkiem: Że to my bylibyśmy dyktatorem. Jednak jeżeli nie mamy na to szans, to demokracja jest "second best". I to nic, że ta nasza jakaś trochę kulawa. Nic, bo zawsze może się wyleczyć. Zawsze może się poprawić. Zawsze możemy wybrać takich przedstawicieli, którzy ją naprawią. Nikt nam nie może w tym przeszkodzić. To naprawdę zależy tylko od nas.

 

Oczywiście problem polega na tym, że w demokratycznych wyborach wygrywa większość, a większość nie zawsze jest najmądrzejsza. Tłum daje sobą manipulować i tu dochodzimy znowu do pana Michnika, który, rozumiem, jest tu teraz głównym manipulatorem. To jest ta druga strona medalu. To, co niezbyt dobrego robi on dla Polski.

 

Ale też musimy sobie uświadomić, że nie robi on tego związując nam ręce. Nikt nam nie każe kupować GW, nikt nam nie każe oglądać TVN, nikt nam nie każe głosować na SLD, czy PO, czy jakąkolwiek inną partię. Co więcej, nikt nam nie każe siedzieć w domu, gdy są wybory. I gdyby wszyscy ci narzekający rzeczywistość głosowali, to rzeczywistość mogłaby być zupełnie inna.

 

A ja nie byłbym sobą, gdybym nie dodał na koniec, że jedyną drogą, jaka nam pozostała, to droga nawrócenia serc. Droga świętości. Droga długa, ale pewna. Może nie da nam zwycięstwa 20 czerwca, ale da nam zwycięstwo za dwadzieścia lat. Dla naszych dzieci i wnuków. Nie będzie już Michnika, nie będzie pewnie mnie, ale będzie Polska. Wolna, demokratyczna. Bez ciągnącej się czarnej kreski, współpracowników, kolaborantów, byłych komuchów i w ogóle kogokolwiek. Będą ludzie urodzeni i wychowani w wolnej Polsce. W Polsce, która jest wolna także dzięki temu, co dla Niej zrobił Adam Michnik. I za to mu tutaj dziś publicznie, z całego serca dziękuję.

____________________

 

Michnik i chrześcijanie. What Would Jesus Do?

www.katolik.us

www.hiob.us

www.jaskiernia.com

Nazywam się Piotr Jaskiernia, mam 61 lat i od wielu lat mieszkam w Stanach. Z zawodu jestem "truckerem", kierowcą. Moim hobby jest apologetyka, a moją pasją nowa ewangelizacja. Zawsze szukam nowych dróg, by dotrzeć z Dobrą Nowiną do kolejnych osób, stąd moja obecność tutaj. AUDYCJE RADIOWE, PROGRAMY TV I ARTYKUŁY PRASOWE Z MOIM UDZIAŁEM: KLIK Moje FORUM: www.katolik.us Zapraszam. Kontakt.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura