Trucker hiob Trucker hiob
409
BLOG

Michnik i chrześcijanie. What Would Jesus Do?

Trucker hiob Trucker hiob Rozmaitości Obserwuj notkę 9

Z pewną obawą zabieram się do pisania tego tekstu. Wynika ona z kilku co najmniej powodów. Przede wszystkim obawiam się, że tekst poniższy nie będzie przez niektórych zrozumiały. Nie dlatego, że mam zamiar pisać w sposób niejasny, zakamuflowany i zawiły. Myślę, że ja się wyrażam raczej przejrzyście i prosto. Jednak niektóre osoby nie widzą tego, co jest w tekście, ale widzą tylko to, co chcą w nim zobaczyć.

 

Druga moja obawa wynika z faktu, że noszę się z zamiarem napisania tych rozmyślań od dziesięciu dni. A mnie nie wychodzą „przemyślane teksty”. Mnie najlepiej wychodzi, gdy piszę pod wpływem impulsu. Gdy mam czas na przemyślenia, wszystko zaczyna się rozmywać,  tracić ostrze. Zaczyna być mdłe.

 

Jednak nie mogłem napisać tego dziesięć dni temu. Nie mogłem, bo „po pierwsze nie mamy armat”, czyli fizycznie było to niemożliwe. Każdego dnia pracuję, od świtu do zmroku, a napisanie tego, co chcę napisać wymaga kilku co najmniej godzin spokoju. Poza tym, choć sprawa ta dotyczy pośrednio tragicznych wydarzeń, jakich byliśmy niedawno świadkami, nie chciałem robić więcej szumu w okresie żałoby narodowej. To, co chcę napisać, jest tak samo ważne i prawdziwe dzisiaj, jak było tydzień temu. A tydzień temu były sprawy stokrotnie ważniejsze od moich przemyśleń.

 

Trzecia moja obawa wynika z faktu, że to, co chcę powiedzieć, nie zmieści się w jednym akapicie. Nie potrafię tego napisać w trzech zdaniach. A długich tekstów nikt nie chce czytać. Jednak to nie będzie dla mnie przeszkodą. Ja muszę być uczciwy w stosunku do siebie, a jeszcze bardziej w stosunku do Boga. A to, czy ktoś inny to przeczyta, czy zostawi, bo tekst wyda się mu zbyt rozwlekły, to jest już tylko jego, czyli Twoja, czytelniku, sprawa. Ja co najwyżej mogę ten tekst rozbić na części.

 

Tyle tytułem wstępu, a teraz wyjaśnię o co chodzi. Otóż po katastrofie rządowego samolotu i tragicznej śmierci pana prezydenta Kaczyńskiego, Fronda zamieściła tekst, w którym można przeczytać:

 

Michnik: Muszę zrobić rachunek sumienia po śmierci Leszka

 

- To, co się stało jest czymś tragicznym i dramatycznym, czymś, nad czym wszyscy powinniśmy się zastanowić – mówi redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” i dodaje, że sam ma zamiar przemyśleć wszystko, co napisał o zmarłym Prezydencie.

 

- Chciałbym, aby mój głos był wiarygodny – zaznacza na wstępie naczelny „Gazety Wyborczej”. W wypowiedzi wideo, zamieszczonej na portalu „Gazety”, przyznaje, że będzie musiał przemyśleć podejście jakie prezentował przez lata w stosunku do Lecha Kaczyńskiego.

 

- Prezydent Lech Kaczyński był zawsze ostro krytykowany, również przeze mnie. I będę musiał sam sobie zrobić rachunek sumienia czy w moich krytykach nie bywałem niesprawiedliwy czy brutalny – mówi. – Sprawdzę wszystko, co napisałem na temat Leszka Kaczyńskiego – deklaruje.

 

O zmarłym prezydencie mówi „to był wielki polski patriota i wszystko, co robił – niezależnie jak to inni oceniali, niezależnie jak ja to oceniałem – robił to dla dobra Polski, tak jak on je pojmował”. – To był człowiek rozumny, prawy, uczciwy, bardzo życzliwy ludziom – dodaje.

 

Naczelny „Wyborczej” nie ukrywa, że z powodu tego, że byli „po dwóch stronach politycznej barykady”, z sentymentem wspomina czasy wspólnej działalności w opozycji demokratycznej w PRL. – Znałem go w pewnym okresie swojego życia bardzo blisko – mówi Michnik.

 

Przypomina 30-letnią znajomość z Lechem Kaczyńskim i opowiada o tym, jak przed 1989 rokiem spotykali się czasami w Sopocie na spacerach. – Z tego okresu wspominam Leszka najczulej i najlepiej – mówi. Dziś – jak mówi – „boli go serce”, że nigdy więcej nie pójdą razem na spacer i nie porozmawiają „o tym, co lepszego można zrobić dla Polski”.

 

Pełna wypowiedź Michnika jest podlinkowana w cytacie powyżej, a tu wybrane fragmenty tej wypowiedzi, jakie udało mi się znaleźć na youtube:

 

 

Zostawiając na razie samą wypowiedź Michnika, chciałbym się ustosunkować do niektórych komentarzy, jakie zamieścili internauci pod tą informacją. Zakładam, że większość z nich uważa się za chrześcijan, za katolików. Być może się mylę. Ale jeżeli są to chrześcijanie, to ich komentarze są wręcz przerażające:

 

"Pan Michnik właśnie stracił dobrą okazję by siedzieć cicho."

 

"Życzę Adamowi M., żeby takie "refleksje" naszły go w stosunku do innych prawych ludzi, których systematycznie niszczy, a którzy, na szczęście, ciągle żyją. Ma czas! Czekamy."

 

"Jakże mnie denerwuje ta obłuda. Nagle ci, którzy tych ludzi opluwali (i to nawet parę dni temu) teraz to ich najlepsi przyjaciele."

 

"Spieprzaj dziadu!"

 

"Tym razem chce grać na naszych uczuciach.  Czy damy się na to nabrać?"

 

"Tak panie Michnik: nie po pana przyszli nad ranem."

 

"I po co zamieszczać takie informacje? Są tacy, z którymi się nie rozmawia i którym nie podaje się ręki."

 

"TO NIE RACHUNEK SUMIENIA.

TO ZIMNA KALKULACJA"

 

Może wystarczy. Każdy może sam sobie przeczytać wszystkie komentarze. Oczywiście te powyżej są wybrane przeze mnie, czasem niekompletne, bez kontekstu. Dlatego nie piszę kto był ich autorem, bo nie to jest tu istotne. Dla mnie istotne jest coś zupełnie innego.

 

Nie znam pana Michnika. Nie czytam Wyborczej, ani żadnej polskiej gazety. Czasem, sporadycznie, jakiś tekst w elektronicznych wydaniach, więc zdaję sobie sprawę z poglądów i profilu poszczególnych gazet, ale nie jest tego tyle, bym mógł się wypowiadać autorytatywnie tak, czy inaczej. Jednak wiem jedno: Także za pana Michnika Jezus umarł na Krzyżu.

 

Michnik nie jest naszym wrogiem. Michnik jest ofiarą. Jest pacjentem, wymagającym leczenia. Jest synem marnotrawnym, który jeszcze nie wie, że musi wrócić do domu. Problem polega na tym, że on naprawdę nie ma jeszcze motywacji. A my, zamiast mu pomóc tęmotywację odnaleźć, robimy wszystko, by się od domu trzymał jak najdalej.

 

Bóg nas kocha do szaleństwa. Bóg zrobi wszystko, wykorzysta każdy pretekst, by nas do siebie przywołać. W moim życiu była to choroba córeczki. W życiu mojego przyjaciela był to wypadek, który, w konsekwencji, po latach ciężkiej choroby, spowodował jego śmierć. On jednak nazwał ten samochód, który go potrącił "błogosławionym, bo był narzędziem w rękach Pana".  Czasem są to tak drastyczne środki, bo inne po prostu nie skutkują.

 

Ojciec Corapi, najbardziej znany współczesny kaznodzieja amerykański, często powtarza, w moim swobodnym tłumaczeniu: „Bóg czasem musi nas rąbnąć kijem baseballowym między oczy, tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę”. Dla Michnika ta katastrofa, ta śmierć dawnego przyjaciela była, być może, takim wstrząsem.

 

Może to była jego jedyna szansa na rzeczywiste nawrócenie? Kto wie? Może to naprawdę wstrząsnęło Michnikiem do głębi duszy? Nie wiem.  Ja nie potrafię czytać w ludzkich sercach. Wiem jednak to, że prawdziwy chrześcijanin nie może, nie wolno mu, zachowywać się tak, jak starszy brat z przypowieści o synu marnotrawnym.

 

Abstrahując od tego, czy słowa Michnika były szczere, czy nie, my musimy je brać za dobrą monetę. Musimy na tę iskierkę żalu chuchać i dmuchać, by się rozpaliła w ogień miłości. Wylewanie na nią wiadra pomyj na pewno nie pomoże. Musimy dać innym szansę, jeżeli chcemy, by Bóg dal szansę nam. Bo my przecież wcale lepsi nie jesteśmy.

 

Jaki bowiem skutek te komentarze przyniosły? Co zmieniły? To, że niektórzy ludzie ze środowiska „Frondy”, (że tak powiem w uproszczeniu), nienawidzą GW i jej naczelnego, wiem od dawna. Wiedzą to także inni.  Co zatem im dało w tym momencie powtórzenie tego, co jest od dawna wiadome? Ulżyło im? Mają frajdę? Satysfakcję? Dokopali Michnikowi? Zdemaskowali go?

 

A jeżeli Lech Kaczyński jest w Niebie i jeżeli nas widzi, jeżeli za nami tam oręduje, to co? Jak on to ocenia? Cieszą go te komentarze, czy raczej  boli go, że nie pomagamy jego dawnemu przyjacielowi? Co on by zrobił na naszym miejscu? Zwłaszcza, gdy on już z pewnością wie, co by zrobił Jezus?

 

Nikt z tych, co już odeszli do Pana nie życzy źle nikomu z tych, którzy zostali. Tego jestem pewien. Lech Kaczyński, jeżeli w ogóle myśli o Michniku, myśli na pewno o tym, jak mu pomóc i jak umożliwić jego zbawienie. Więc jeżeli jest nam bliska pamięć pana Prezydenta, to wspomóżmy go w tym dziele, albo przynajmniej  nie przeszkadzajmy.

 

Ale, może ktoś powiedzieć, to jest oczywiste, że Michnik nie był szczery. Że to, co powiedział, to było „pod publiczkę”, czego najlepszym dowodem jest sama GW. Nic się nie zmieniła, już miesza i pluje, już oczernia brata zmarłego Prezydenta, już spekuluje.

 

Dla mnie to nie jest żaden argument. Ja się nie zajmuję polityką. Ja jestem apologetą, nie politologiem i przeglądu prasy także nie prowadzę. Ale wiem jedno: Od dziesiątek lat się spowiadam, zwykle raz w miesiącu i od dziesiątek lat powtarzam te same grzechy. Jasne, że nie wszystkie. Jasne, że Bóg dał mi łaskę pokonania wielu słabości. Ale też są ciągle takie sprawy, które są ode mnie mocniejsze. Pokusy, którym ciągle ulegam.

 

Nie znaczy to wcale, że gdy się z tych upadków spowiadam, nie mam szczerego postanowienia poprawy. Ja naprawdę nie chcę więcej powtarzać tych grzechów. I Bóg za każdym razem mi je wybacza i za każdym razem mi wierzy, choć prawdopodobieństwo sukcesu z mojej strony jest bardzo bliskie zera. Nie otwiera się niebo nad konfesjonałem i Bóg nie krzyczy, kiwając sprawiedliwym palcem: "Wynoś się stąd! Zawiodłeś moje zaufanie tyle razy, nie masz prawa próbować ponowny raz! Jesteś nieszczery i chcesz mnie oszukać!"

 

Święty Piotr zapytał kiedyś naszego Pana:

 

„Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?”(Mt 18,21)

 

Oczywiście Piotr, jak to on, chciał się pochwalić jaki to on jest miłosierny. Gotowy do wielokrotnego wybaczania. Kiedyś czytałem w komentarzach do tego wersetu, że tak właśnie uczyli radykalni rabinowie: Że nawet siedmiokrotnie trzeba wybaczać i dopiero, gdy ktoś ósmy raz przekroczy jakieś prawo, kończy się miłosierdzie i zaczyna sprawiedliwość.  Piotr chciał pokazać, że jest ekstremistą miłosierdzia. Ale okazało się, że i tak celował zbyt nisko:

 

Jezus mu odrzekł: Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy.(Mt 18, 22)

 

To "siedemdziesiąt siedem razy", czy też raczej, jak to poprawniej należałoby przetłumaczyć, "siedemdziesiąt razy po siedem razy", to znaczy nic innego, niż "zawsze". Za każdym razem. Ile razy nas ktoś prosi o wybaczenie, ile razy okazuje skruchę, powinniśmy wybaczać. Bez względu na wszystko.

 

Ja nie mogę innej miary przykładać do siebie, a innej do Michnika. Nie mogę, bo  Biblia uczy wyraźnie, że:

 

Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień.(Mt 6, 14-15)

 

Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie.(Łk 6:37-38)

 

I znowu, tytułem wyjaśnienia, ja wcale nie twierdzę, że chrześcijanie nie powinni oceniać czynów innych ludzi.  Powyższy fragment z Ewangelii Łukasza jest bowiem często, podobno także przez GW, cytowany, by zamknąć usta krytykom różnych niemoralnych zachowań. Jednak tutaj jest coś innego. Coś wręcz przeciwnego. Komentarze pod tekstem we Frondzie nie krytykują zachowania Michnika, ale jego intencje.

 

Zachowanie Michnika nie jest naganne. Jest wspaniałe, cudowne. Każdy to musi przyznać. Każdy, kto choć pobieżnie zna Ewangelie. Cytowani przeze mnie krytycy potępiają jedynie jego intencje, jak gdyby widzieli jego serce. A to właśnie jest przez naukę Pana Jezusa wyraźnie i jasno zabronione. I z tym mam naprawdę poważny problem.

 

Bo to oczywiście nie chodzi o Michnika. To chodzi o to, że ludzie uważający się za chrześcijan nie mają pojęcia o tym, czym chrześcijaństwo jest. Nie odczuwają potrzeby walki o każdego człowieka tak, jak Jezus walczy o każdego z nas. On bowiem, Jezus, nie kocha mnie bardziej, niż naczelnego GW. Jezus wręcz nie potrafi "bardziej", czy "mniej" kochać. On kocha każdego nieograniczoną, boską miłością. I rozliczy nas z tego, co zrobiliśmy, albo czego nie zrobiliśmy, by wyrwać złemu każdego z tych, których On ukochał jeszcze przed stworzeniem świata. Tymczasem my, chrześcijanie, wyznawcy Chrystusa, zachowujemy się często tak, jakbyśmy byli na etacie u kudłatego.

 

CDN.

Nazywam się Piotr Jaskiernia, mam 61 lat i od wielu lat mieszkam w Stanach. Z zawodu jestem "truckerem", kierowcą. Moim hobby jest apologetyka, a moją pasją nowa ewangelizacja. Zawsze szukam nowych dróg, by dotrzeć z Dobrą Nowiną do kolejnych osób, stąd moja obecność tutaj. AUDYCJE RADIOWE, PROGRAMY TV I ARTYKUŁY PRASOWE Z MOIM UDZIAŁEM: KLIK Moje FORUM: www.katolik.us Zapraszam. Kontakt.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości