Trucker hiob Trucker hiob
470
BLOG

Do diabła z tym piekłem! 4

Trucker hiob Trucker hiob Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Myślę, że już wszyscy mają dość tego tematu, więc postaram się zakończyć ten mini cykl dzisiaj. Przypomnę, że został on sprowokowany notkami pana Marka Błaszkowskiego na Frondzie i w Salonie. Linki do nich podam na końcu mojego postu.

Pan Błaszkowski parokrotnie powoływał się na teologa Wacława Hryniewicza. Muszę przyznać, że choć nazwisko to słyszałem wcześniej, nigdy bliżej się tej postaci nie przyglądałem. Zrobiłem to teraz i widzę, że nie straciłem wiele.

Jeden z moich przyjaciół, ortodoksyjnych katolików, którego nazwisko pominę, gdyż jest powszechnie znanym dziennikarzem, a nie pytałem go o zgodę na ujawnienie jego tożsamości, powiedział mi przed paru dniami: "Studiowałem na KUL za jego czasów i już wtedy mnie wkurzał". Wskazał mi też fragment książki "Uwierzcie w koniec świata", gdzie ojciec Badeni tak posumował Hryniewicza: 

"-Mówi się, że piekła już nie ma, bo Bóg objawił swoje miłosierdzie.

-Jest nawet taki teolog w Lublinie, który twierdzi, że piekła nie ma – nazwiska nie wypowiem, bo nie wypada – i publicznie to głosi. Mówi, że piekło jest puste, bo tak wielkie jest miłosierdzie Boże. To jednak niemożliwe, żeby największy łobuz wbrew swojej woli został nawrócony. Jeżeli ktoś nie chce się nawrócić, bo nie wierzy w Boga, to Bóg go na siłę nie zbawi. On bardzo szanuje wolną wolę człowieka. Przykład mamy już w pierwszym rozdziale Księgi Rodzaju.. Miłosierdzie Boże nie będzie narzucone, ono jest tylko proponowane. Sprawiedliwość zaś będzie narzucona i stanie się nagle. Ale przyjmując miłosierdzie, trzeba mu też zaufać, a wtedy wszystko będzie w porządku. Zaufać i przestać grzeszyć." (str. 40)

Pan Tomasz Terlikowski napisał we Frondzie przed paru laty, że

… zasadzie prymatu własnej nieomylności nad nauczaniem Kościoła pozostaje Hryniewicz wierny w niemal wszystkich swoich tekstach i wypowiedziach publicznych. (T. Terlikowski, Syllabus błędów Hryniewicza, „Fronda” nr 49/2008, s. 185)

Ksiądz Dariusz Kowalczyk napisał:

Ks. Hryniewicz zdaje się podzielać pogląd, że żadna ze wspólnot wyznaniowych (w tym również Kościół katolicki) nie powinna rościć sobie prawa do wyłącznego nazywania się Kościołem Chrystusowym. Lubelski teolog uważa, że nam wszystkim brak pełnej katolickości. Podział sprawia, że również Kościół rzymski nie może być w pełni katolicki. Co więcej, Hryniewicz postuluje konieczność wzajemnego uznania, że w każdym Kościele jest obecny i urzeczywistnia się w konkretnej postaci prawdziwy Kościół Jezusa Chrystusa, mimo wszelkich ludzkich niedostatków i ułomności. A w innym miejscu stwierdza: Niech się Kościoły wzajemnie uznają, niech zachowają swoją specyfikę, odmienność tradycji, ale niech tworzą wielki krąg Kościoła Chrystusowego we wzajemnym uznaniu kościelności. Jakkolwiek pociągająca może się wydawać owa wizja, to jednak nie sposób nie zauważyć, że między poszczególnymi wyznaniami chrześcijańskimi istnieje nie tylko wzbogacająca wszystkich owa odmienność tradycji, ale również wiele głębokich różnic i sprzeczności w głoszeniu Ewangelii. Idea tworzenia prawdziwego Kościoła ponad podziałami nie jest nowa. Owocowała ona często tworzeniem kolejnych, marginalnych wspólnot chrześcijańskich, a nie jakimkolwiek zjednoczeniem. Ponadto, jeśli Kościół Chrystusowy jest wszędzie, to właściwie jest nigdzie, albo jest to Kościół dość schizofreniczny. Kiedy Adamiak i Majewski pytają Hryniewicza, czy wyobraża sobie wspólną Eucharystię katolików i protestantów przy istotnych różnicach np. w kwestii nauczania na temat związków homoseksualnych, to teolog ucieka w tyleż lukrowane, ile niejednoznaczne stwierdzenia: Trzeba mieć więcej wyrozumiałości dla ludzi, pogodniejsze spojrzenie na wiele spraw. Sam Bóg ma zmiłowanie dla wszystkich.

Mnie to wystarczy. Pełny tekst księdza Kowalczyka można znaleźćTUTAJ. I jeżeli dla kogoś ksiądz Hryniewicz jest autorytetem, to jego sprawa. Dla mnie tacy teologowie są co najwyżej narzędziem w ręku szatana. Mówiąc to wcale nie neguję faktu, że ma on olbrzymią wiedzę. Nie neguję także faktu, że z pewnością w wielu rzeczach ma rację i na wiele ma nowe spojrzenie. Tak samo, jak nie neguję faktu, że kudłaty jest lepszym teologiem ode mnie, od księdza Hryniewicza, a nawet od samego papieża. Bo jeżeli za "teologa" uznamy kogoś, kto ma wiedzę o Bogu, to żaden z żyjących ludzi nie ma ani drobnego ułamka takiej wiedzy, jaką ma ten upadły seraf.  Tylko wiedza jeszcze nikogo nie zbawiła, a do tego żadne stworzenie, łącznie z szatanem nie posiądzie nigdy pełnej wiedzy. Jednak w Księdze Koheleta czytamy:

Nieżywa mucha zepsuje naczynie wonnego olejku. Bardziej niż mądrość, niż sława zaważy trochę głupoty.(Koh 10,11)

A tu ta mucha, czy też odrobina głupoty dotyczy sprawy niezwykle ważnej i wonny olejek nagle zaczyna wydawać bardzo nieprzyjemną woń. Przypomina raczej swąd spalenizny, niż róże.

Pozostawmy zatem księdza Hryniewicza na boku, o którym pan Błaszkowski pisze, że "jest wybitnym teologiem, świetnie rozumiejącym takie zjawisko jak WSCHODNI SPOSÓB OBRAZOWANIA sprzed dwóch tysiącleci. Jest chlubą polskiej teologii". Jak widać dla jednych jest chlubą, inni za niego się wstydzą. My jednak zobaczmy jakie inne jeszcze argumenty przedstawił pan Błaszkowski. Pisze on dalej:

W Modlitwie Arcykapłańskiej Jezus wprost prosi Ojca o ZBAWIENIE WSZYSTKICH. Czyżby i tu "maczał palce Kudłaty"?

Już pisałem o tym i powtórzę jeszcze raz: Jezus nikogo nie przeznacza do potępienia. Każdy człowiek otrzymuje wystarczającą ilość łask, by osiągnąć zbawienie. Tak samo, jak każdy anioł mógł pozostać w stanie łaski. Zgadzamy się jednak chyba wszyscy, łącznie z panem Błaszkowskim i księdzem Hryniewiczem, że część aniołów na wieki odeszła od miłosiernego Boga. Podjęli taki wybór i Bóg ten wybór uszanował. Bóg kocha tak samo nas, ludzi, jak i wszystkie chóry anielskie. I tak samo szanuje nasze, jak i ich wybory.  Prośba Jezusa nie oznacza zatem zapowiedzi, że Bóg zbawi nas wszystkich bez naszej wiedzy i zgody.

Poza tym… poza tym gdzie w tej modlitwie On o to prosi? Jezus prosi:

Ojcze, nadeszła godzina! Otocz swego Syna chwałą, aby Syn Ciebie nią otoczył i aby mocą władzy udzielonej Mu przez Ciebie nad każdym człowiekiem dał życie wieczne wszystkim tym, których Mu dałeś. (J 17, 1b-2)

Czyli prośba dotyczy tych, których "Ojciec dał Synowi". To nie są jeszcze wszyscy ludzie. Dalej w tej modlitwie słyszymy:

Słowa bowiem, które Mi powierzyłeś, im przekazałem, a oni je przyjęli i prawdziwie poznali, że od Ciebie wyszedłem, oraz uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał. Ja za nimi proszę, nie proszę za światem, ale za tymi, których Mi dałeś, ponieważ są Twoimi. (J 17, 8-9)

Ta modlitwa jest zatem prośbą za tymi, którzy przyjęli słowa Jezusa. On nawet tutaj nie prosi "za światem", ale za tymi, którzy poznali, że Jezus przyszedł od Ojca.

Dalej Jezus tak się modli:

Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego. Oni nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą.(J 17, 14-17)

Co to znaczy "świat ich znienawidził"? Drzewa? Góry? Nienawidzić mogą tylko stworzenia racjonalne, myślące i wolne, a w świecie jedynymi takimi stworzeniami są ludzie. Zatem to za chrześcijan modli się tu Jezus, by ich uchronić przed nienawiścią innych ludzi. Innych, którzy odrzucili Jezusa i nie uznali w Nim Syna Bożego. Nie widzę niczego w tej modlitwie, co by sugerowało "zbawienie wszystkich".

Dalej Jezus modli się takimi słowami:

Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał. I także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś. (J 17, 20-23)

Ponownie widać, że prosi On za tymi, którzy uwierzyli. Prosi także o łaskę jedności tych, którzy wierzą, aby i "świat" mógł uwierzyć i poznać, że to Ojciec posłał Syna. Oczywiście problem polega na tym, że modlitwa Jezusa nie odbiera nam wolnej woli. Ani my, chrześcijanie, nie stanowimy monolitu, ani się ku temu na razie nie zanosi, (a jak ekumenizm będzie rozumiany tak, jak to rozumie ksiądz Hryniewicz, to może i lepiej), więc i spekulacje, że "świat" uwierzy nie mają żadnych podstaw. Z pewnością ta modlitwa Jezusa nam ich nie daje.

Pan Błaszkowski pisze dalej:

"Nadzieja powszechnego zbawienia jest dobrze ugruntowana w Biblii. Oczywiście jest to tylko nadzieja, a rzeczywistość może wyglądać tak, że całe rzesze zostaną potępione."

Albo mamy zupełnie inne Biblie, albo zupełnie inaczej rozumiemy ten sam tekst. W jednym z poprzednich wpisów cytowałem kilkanaście wersetów uczących jednoznacznie, że piekło rzeczywiście istnieje i że trafia tam wiele osób. Nie znam natomiast żadnego wersetu, mimo, że Biblię regularni czytam od wielu lat, który by dawał nadzieję powszechnego zbawienia.  Pan Błaszkowski:

Nie rozumiem natomiast dlaczego aż tylu chrześcijan chce, aby to potępienie było połączone z WIECZNYMI MĘCZARNIAMI. Nawet Papież opisuje piekło jako "życie nierzeczywiste". Bez wrzącej smoły i polewania wrzątkiem. Rozumiem, że doznajemy od bliźnich krzywd, czasem bardzo ciężkich, ale zawziętość posunięta aż do żądania w rewanżu wiecznych męczarni to gruba przesada. Tym bardziej, że te męczarnie mają nikłe potwierdzenie w badaniach teologicznych.

To, że ktoś twierdzi, że istnieje choroba nowotworowa wcale nie oznacza, że chce, by ludzie na nią chorowali. To, że ja twierdzę, że Biblia i Kościół uczy jednoznacznie i wyraźnie, że istnieje piekło, nie oznacza wcale, że chcę, by tam ktokolwiek trafił. Każdy, kto czyta regularnie mojego bloga wie, że wielokrotnie pisałem o tym, że każdy z nas powinien rozbić wszystko co może, by pomóc w zbawieniu innych. Uważam, że jest tragedią, że zapomnieliśmy o postach, o modlitwie, że w polityce szukamy rozwiązań wtedy, gdy jedynie Bóg nam może te rozwiązania dać.

Pan Marek Błaszkowski czasem przypomina małe dziecko, które zamknie oczy i myśli, że go nikt nie widzi. Gdy zaczniemy powtarzać, że piekła nie ma, ono nie przestanie z tego powodu istnieć. I nikomu nie wyrządzimy łaski, nikomu nie pomożemy, negując pewne fakty. Tak jak nie pomożemy choremu, twierdząc, że nieprawdą jest, że od raka się umiera.

Wiele z powyższych uwag było już podanych w komentarzach pod poprzednimi notkami.  Nie jestem tu oryginalny i nie mam takich ambicji. Tak samo, jak nie jest oryginalny ani ksiądz Hryniewicz, ani pan Błaszkowski. Orygenes, święty Grzegorz z Nyssy, czy dzisiaj Hans Urs von Balthasar także flirtowali z tą ideą. I każdy z nich, łącznie z panem Błaszkowskim, jest niewątpliwie lepiej ode mnie wykształcony, inteligentniejszy i posiadający większą wiedzę. Ale z drugiej strony znalazłyby się dziesiątki przykładów ludzi równie wykształconych, inteligentnych i mądrych, dla których idea pustego piekła jest absurdalna.

Ja nie piszę w imieniu Kościoła, choć zawsze staram się być bardzo ortodoksyjny w przekazywaniu nauki Kościoła. Mogę się jednak mylić. Nie zmienia to jednak w niczym faktu, że nie mogę się zgodzić z poglądem głoszącym, że piekło jest, lub będzie puste i że wszyscy ludzie będą zbawieni. Ja ze swej strony zrobię wszystko, by tak się stało. Mam nadzieję, że żadna osoba przeze mnie nie utraci zbawienia, a wielu w jakiś sposób w osiągnięciu zbawienia pomogę, jednak głoszenie, że piekła nie ma na pewno w tym nie pomoże.

Bo to jest w końcu sedno całej tej kontrowersji. Można by wręcz zapytać: "Komu to służy i kto za tym stoi". I choć jasne jest, że Bogu nie chodzi o to, byśmy Go "pokochali ze strachu przed piekłem", to jest równie jasne i to, że tylko kudłatemu może zależeć na tym, byśmy przestali wierzyć w realne zagrożenie, jakim piekło jest. Świat bez Boga i świat bez piekła jest tak samo okrutny. Jeden i drugi nie ma sensu. I jeden i drugi jest nieprawdziwy. Bóg jest naprawdę i naprawdę stworzył moralną rzeczywistość. A moralna rzeczywistość wymaga, by były możliwe moralne wybory, które powodują prawdziwe konsekwencje.

Miłosierdzie Boże to nie jest atrybut, który powoduje, że my tracimy możliwość wyboru, wolną wolę i stajemy się marionetkami w rękach Boga. Miłosierdzie jest nadzieją dla grzeszników, którymi wszyscy jesteśmy. Bóg Miłosierny wybacza każdemu, kto Go o to poprosi, żałując za swe grzechy, choć tak naprawdę każdy z nas zasługuje na potępienie. Jednak Bóg nie pragnie zemsty. Udowodnił to na Krzyżu, który nie tylko pokazał nam czym jest Miłość Boga, ale też czym jest Jego Sprawiedliwość.

To tyle, co ja mam do powiedzenia na ten temat. Wiem, że nie wyczerpałem tematu, ale jest to temat na książkę, nie na felieton. Nie przekonałem też zapewne pana Błaszkowskiego, choć nie tracę nadziei, że spojrzy on na to zagadnienie z innego punktu widzenia. Że rozpatrzy argumenty każdej ze stron, że zastanowi się kto najbardziej korzysta na głoszeniu tezy o pustym piekle. Jako prawnik nie powinien mieć z tym najmniejszego problemu.

A ja chciałbym na koniec podziękować mu za sprowokowanie mnie do napisania tych kilku notek, bo temat piekła w dzisiejszych czasach jest niemodny. Nie słyszy się o nim na kazaniach, nie wypada wspominać o nim w towarzystwie, a jeżeli już, to co najwyżej w kontekście miłosiernego Boga, który przecież nie będzie takim okrutnikiem, by wysyłać nas na wieczne męki. Szatan odniósł sukces, osiągnął swój cel. Dlatego, uważam, trzeba powracać do tradycyjnego nauczania Kościoła, tym bardziej, że przecież i aktualny Katechizm, ten posoborowy, bardzo wyraźnie uczy, że piekło istnieje. Co więcej, nigdzie, nawet w najmniejszym stopniu nie sugeruje on, że piekło mogłoby być puste.

Nie dajmy się więc zwieźć teologom, którzy de facto uczą indyferentyzmu. Nie dajmy się zwieźć temu, któremu najbardziej zależy, byśmy uwierzyli w jego bezsilność. Piekło jest realne i każdy z nas, odrzucając Boga tam się znajdzie. A odrzucenie Boga nie musi być i zwykle nie jest uroczystą deklaracją. Zazwyczaj są to wybory, jakich dokonujemy każdego dnia. W pracy, w prowadzeniu biznesów, w składaniu oświadczenia podatkowego, w życiu rodzinnym, w decyzji o wielkości naszej rodziny, przy urnie wyborczej, w doborze przyjaciół i w tym, jak spędzamy wolny czas. Te decyzje każdego dnia przybliżają nas do Boga, lub od Niego oddalają. Wielu z nas wierząc, że piekła nie ma jest w nim już teraz. I jeżeli się nie nawrócimy, moment śmierci tylko ten wybór potwierdzi i ukaże nam bez żadnych osłonek. Wtedy jednak już będzie zbyt późno.

A gdzie "TO" jest w Biblii? Piekło Do diabła z tym piekłem! 1 Do diabła z tym piekłem! 2 Do diabła z tym piekłem! 3

Notki pana Błaszkowskiego:  Kto się będzie smażył w piekle? Miłość ze strachu przed piekłem?

 

PS. Po skończeniu tej notki sprawdziwłem pocztę i komentarze pod blogiem w Salonie24.  Znalazłem tamkomentarz pana Marka.  Bardzo osobisty. Chciałbym zatem powrócić tu do tych kilku jego uwag. Pan Marek pisze między innymi:

Wszczynając ten temat chciałem tylko wskazać na Jezusa, jako jedyne źródło mojej nadziei, jako jedyny sens mojego życia.

Nietylko dlatego, że jestem słaby, że czynię czego nie chcę, że zawodzę tych, których kocham, a daję sobą manipulować ludziom złym i  przewrotnym, że wreszcie nie umiem nawet kochać samego siebie. […]

Jeśli Jezus nie zbawi wszystkich, to nie ma nadziei, bo JA JESTEM OSTATNI W KOLEJCE. Dla mnie zbawienie dostępne jest tylko wtedy, jeśli obejmie WSZYSTKICH. A co z tymi, których wciąż zawodzę? Stoją obok mnie,na szarym końcu, przez miłość.

Drogi panie Marku! Kandydatów do tego ostatniego miejsca jest wielu. Zaczynając od świętego Pawła:

W końcu, już po wszystkich, [Jezus] ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi. Jestem bowiem najmniejszy ze wszystkich apostołów i niegodzien zwać się apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży.(1 Kor 15, 8-9)

Jednak nadzieja nasza, Pana, moja, czy świętego Pawła nie musi polegać na zbawieniu wszystkich. Z Pana słów wynika jasno, że dla Pana Jezus jest tą nadzieją. Jedna kropla Jego krwi wystarczy, by nas wszystkich zbawić. Jednak ani Pan, ani ja, ani święty Paweł nie odrzucamy tej nadziei. Nie wypieramy się Jezusa. W Nim i tylko w Nim pokładamy naszą nadzieję.

Ani ja, ani Kościół nie neguje faktu, że każdy, który błaga o Boże Miłosierdzie, nie zawiedzie się. I choć żaden z nas nie zasługuje na taki dar i choć nikt z nas nie zapracował sobie na niego, otrzymamy go, bo Bóg nas kocha. Tu, myślę, zgadzamy się w zupełności. Są jednak ludzie, którzy nie chcą tego miłosierdzia. Albo uważają, że go nie potrzebują, albo wręcz są w stanie rebelii i buntu wobec Boga, albo z jakiegokolwiek innego powodu wybierają wieczność bez Boga.

I na koniec jeszcze jedna, myślę, że bardzo istotna uwaga. Tylko Bóg może sprawiedliwie ocenić nasze serca. Wielu bowiem z nas, ocenianych z zewnątrz jako "świętoszki" jest grobami pobielanymi. Chodzącymi zombie. Z kolei wielu z tych, których świat ocenia bardzo negatywnie, odnajdzie w sobie tę iskierkę nadziei, by błagać o przebaczenie. często nawet w ostatniej sekundzie życia. Bo nasze sumienia, nasze zachowanie jest zdeterminowane bardzo wieloma czynnikami.

Pan, jako prawnik, wie, że wina często jest uzależniona od warunków, w jakich ktoś żyje. Czasem działamy w silnym afekcie, czasem motywy są szlachetne, gdy czyn obiektywnie jest zły. Zabicie kogoś, kto się nad nami znęca od lat, fizycznie, psychicznie, czy seksualnie ma inny wymiar moralny i }podpada pod inny paragraf" niż zabicie kogoś z niskich, materialnych pobudek.  Ale w systemie prawnym takie rozróżnienia zawsze są niedoskonałe, bo sędziowie są niedoskonali. Bóg jednak jest doskonałym sędzią i zna nas lepiej niż my sami.

Dziękuję za te pańskie słowa. Mam nadzieję, że w naszej dyskusji nie posunąłem się w swym sarkazmie zbyt daleko. Tak trudno pamiętać zawsze o słowach mojego patrona, świętego Piotra, który powiedział:

Lecz Chrystusa Pana poświęcajcie w sercach waszych, zawsze gotowi do obrony przed każdym, domagającym się od was wytłumaczenia się z nadziei waszej. Lecz czyńcie to z łagodnością i szacunkiem. Miejcie sumienie czyste, aby ci, którzy zniesławiają dobre chrześcijańskie życie wasze, zostali zawstydzeni, że was spotwarzali.( 1 P 3, 15-16, BW)

Z tą łagodnością i szacunkiem zawsze bywa najtrudniej i w zapale dyskusji walczymy o argumenty, zapominając często o człowieku. Zatem przepraszam za wszystkie moje złośliwości i uszczypliwe uwagi i mam nadzieję, że pozostaniemy przyjaciółmi. Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem.

Nazywam się Piotr Jaskiernia, mam 61 lat i od wielu lat mieszkam w Stanach. Z zawodu jestem "truckerem", kierowcą. Moim hobby jest apologetyka, a moją pasją nowa ewangelizacja. Zawsze szukam nowych dróg, by dotrzeć z Dobrą Nowiną do kolejnych osób, stąd moja obecność tutaj. AUDYCJE RADIOWE, PROGRAMY TV I ARTYKUŁY PRASOWE Z MOIM UDZIAŁEM: KLIK Moje FORUM: www.katolik.us Zapraszam. Kontakt.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości